sobota, 2 marca 2013

Druga sentencja

-Nie możesz tak po prostu odejść Arletto!-krzyknął Twój szef gdy położyłaś na jego biurko wypowiedzenie.
-Mogę i właśnie to robię, nie chce mieć z tą firmą nic wspólnego a zwłaszcza z tobą-prychasz gdy tylko zbliża się do ciebie i chwyta mocno za twoją rękę. Pracowałaś tutaj cztery lata, musisz odejść by poprowadzić firmę, twojego ojca który zmarł dwa tygodnie temu. Nie chcesz tego robić  wiesz że poniesiesz srogie konsekwencje, prowadzenie takiej firmy jest niesamowicie odpowiedzialne i zarazem trudne a ty prawie niedoświadczona dwudziestopięcio latka będzie prowadziła interes, na którym twój najlepszy na świecie ojciec spędził prawie całe życie. Przez tą cholerną firmę nie dbał o ciebie, byłaś wychowywana przez wredną nianię która nie myślała o twoim dobru lecz o pieniądzach które zarabia. Słowo prawie wcale nie oznaczało że odnajdywał dla ciebie czas, wręcz przeciwnie miał go jeszcze mniej. Umawiał się z kolegami na golfa, piwo, mecz a ciebie miał głęboko w dupie. Byłaś zbyt głupia aby zrozumieć co to tak naprawdę miłość  i pomimo tego jak cię traktował i tak go kochałaś. Kochałaś całym zapłakanym i malutkim sercem, które coraz starsze było jeszcze bardziej chłodne dla wszystkich ale nie dla niego.
-Żegnaj, Maksymilianie. Mam nadzieję że się już NIE spotkamy-powiedziałaś po czym zatrzaskując drzwi jego gabinetu odeszłaś, zabierając swoje kartony ze stanowiska przy którym te cztery lata spędziłaś. 
Stoisz przed mieszkaniem Aleksandra. Dobrze wiesz że będzie wściekły pukasz, chociaż w kieszeni twojego płaszcza znajdują się klucze. Nie wita się z tobą, w ciszy wędrujecie do salonu gdzie siedzi Tomasz. Twój były narzeczony.
-Jak mogłaś?-krzyczy na ciebie, co wcale nie robi na tobie tak wielkiego wrażenia.
-Po prostu-i tyle w temacie, podchodzi i uderza cię w policzek. Aleksander nie wytrzymuje, uderza go pięścią i żałuje że w ogóle wpuścił go do waszego mieszkania, ponownie go uderza lecz tym razem w brzuch. Nie chcesz na to patrzeć, próbujesz ich rozdzielić ale nic z tego. Jedyne co czujesz to kolejny cios w twarz. Aleksander wyrzuca go grożąc, że jeśli kiedykolwiek go zobaczy kręcącego się za tobą, to gorzko tego pożałuje. Widzisz jak twój wybawiciel wchodzi z powrotem do salonu. Siedzisz na sofie ukrywając łzy, które same napływają do twoich oczu.
-Nic nie mów-on siada obok ciebie i całuje cię w czoło. Spoglądasz na niego kątem oka i wasze spojrzenia się spotykają. Próbujesz uciec gdziekolwiek ale uniemożliwia ci to chwytając cię za rękę i przyciągając do siebie tak, że siedzisz teraz na jego kolanach. Czujesz na swojej szyi jego oddech i palce które delikatnie podążają po kręgosłupie w górę. Drżysz pod wpływem jego bliskości, błądzi ustami po twojej szyi aż w końcu wpija się w twoje i zabierając cię z salony lądujecie w jego sypialni. Nigdy tam nie byłaś chociaż, mieszkałaś z nim już parę miesięcy. Nie pozwala ci się rozproszyć ani na sekundę, zdejmuje twoją koszulkę, spodnie, które lądują w każdym zakacie jego pokoju. Zdjąwszy swoje ubrania męczy się z zapięciem twojego czarnego stanika. Gdy wszystkie wasze rzeczy lądują już na podłodze, bawi się tobą. Ale ty nienawidzisz gierek wstępnych, stać cię przy nim tylko na ciche proszę, nie wiesz dlaczego to się dzieje dlaczego z nim. Wchodzi w ciebie delikatnie lecz stanowczo, porusza rytmicznie biodrami co doprowadza cię do szaleństwa. Z nikim nie czułaś się tak wspaniale jak z nim. W końcu dochodzicie w tym samym czasie. Zasypiacie, prawie. On zasypia a ty dopiero po dłuższej chwili myśląc nad tym jaki popełniłaś cholerny błąd, idąc z nim do łóżka. 

Z dedykacjami dla P.G.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz